Obserwatorzy

sobota, 16 października 2010

Trekking po Dublinie

Ostatnie dni w Irlandii spędzałem odpoczywając aktywnie. Dwa ostatnie dni przeznaczyłem na Dublin. Dzięki mojemu kompanowi i jego wieloletniej wiedzy co, gdzie i jak w Dublinie, ruszyłem zasmakować irlandzkiej kultury.
A skoro o kulturze mowa ... pewno domyślacie się co mam na myśli. Guinness, Irish Whiskey, Sliante, oraz wiele ciekawych miejsc warte zobaczenia.

Nasz rajd rozpoczęliśmy od Pheonix Park. Jest to największy park w stolicy zajmujący 707 hektarów i stanowiący największy obszar rekreacyjny dla mieszkańców Dublina. Założony został w 1662 roku.
Obecnie oprócz roli rekreacyjnej i zielonego płuca stolicy park jest też miejscem wielu pomników upamiętniających jego założycieli oraz ludzi związanych z historią Irlandii. Wspaniałe miejsce by odpocząć, wypić kawę, piwko, pojeździć rowerem. Są też ścieżki wytypowane dla miłośników segway's oraz ścieżki zdrowia. Jednym słowem - wszystko to czego potrzebujesz aby wypocząć lub aktywnie wziąć udział w organizowanych co weekend wielu eventach. Dla najmłodszych dużą atrakcją na pewno będzie tamtejsze Zoo. Głównymi bohaterami planu są królewskie jelenie dla których pierwotnie park ten został utworzony.


Widok na budynek sądu tuż obok Pheonix Park

Na zdrowie


W drodze powrotnej zahaczyliśmy o oryginalny pub by spróbować oryginalną irlandzką Whisky. I choć osobiście nie jestem wielkim smakoszem takich trunków, to muszę przyznać, że irlandzka Whisky jest (dla mnie osobiście) smaczniejsza niż szkodzka  czy amerykański burbon.
Smak jest o wiele delikatniejszy i nie jedzie myszami :- ) oczywiście żartuje, by nie urazić Szkotów.

Szklaneczka Irish Whisky ku pokrzepieniu serc

Uwielbiam takie klimaty w pubie.


Po małej degustacji ruszyliśmy na ulice Dublina w kierunku zamku dublińskiego. Poruszając się ulicami Dublina zatrzymaliśmy się na dłuższy czas w kościele Chrystusa by podziwiać jego wnętrza. Uraczyłem się kuchnią arabską, skosztowałem kilku rodzajów piw w jednym z niewielu pubów, gdzie nie podaje się Guinness'a ale za to możesz zaopatrzyć się w piwa ze wszystkich zakątków świata. Zatem, jeśli nie próbowałeś smaku piwa australijskiego, czy z Kenii - ten lokal zapadnie ci głęboko w pamięci. Jedynym warunkiem jest gruby portfel i mocna głowa. Powodzenia.


Wnętrze katedry



Łuk przejściowy



Widok na katedrę kościoła Chrystusa



Widok na irlandzki ambulans


Miejsca gdzie można smacznie zjeść


Wnętrze lokalu

Wszystkie piwa świata - fragment szklanej wystawy

James Bond zawitał na ulice Dublina



























Po jakieś godzince, półtora wreszcie dotarliśmy na dziedziniec zamku dublińskiego.
Zamek królewski w Dublinie (jego pierwsza warownia zbudowana została w 1204-1224 przez Anglo-Normanów). Po pożarze w 1684 roku uchowała się jedynie wieża (Record Tower). Dziś to ogromna forteca leżąca na 44 tyś metrów kwadratowych na których znajdziecie dwa muzea, dwie kawiarnie, międzynarodowe centrum konferencyjne, dwa ogrody i budynki rządowe.
Powiem szczerze - będąc w Dublinie - koniecznie trzeba tu zajrzeć. Obecność obowiązkowa.




Na dziedzińcu zamku


Można się od razu wyspowiadać :-)

Widok na wieżę



Widok na organy



























Welcome in Dublin Castle




























Kolejną ciekawostką jest fakt, że rury kanalizacyjne widoczne są czasami na zewnątrz budynku a nie tak jak u nas wewnątrz. Co tworzy czasami bardzo ciekawą mozaikę i stanowi nie lada atrakcję samo w sobie.

Kanalizacyjna mozaika :-)



























Naszą przygodę zakończyliśmy już tradycyjnie na Grafton Street. Trzeba było się zaopatrzyć w jakieś pamiątki itp. Korzystając z okazji musiałem spotkać się z Molly Malone - (jak chodzą słuchy) prostytutki która wieczorami uprawiała najstarszy zawód świata a za dnia trudniła się sprzedażą małż i ryb.

Molly Malone



























Jak źródła podają Molly Malone (zwane również jako Cockles and Mussels) jest również popularnym utworem folklorystycznym, który w Irlandii zyskał miano nieoficjalnego hymnu Dublina. Śpiewany często przez kibiców sportów gealickich czy klubów rugby. Opowiada on właśnie historię o pięknej sprzedawczyni ryb na ulicach Dublina, zmarłej młodo na febrę.

Jutro czekał mnie ostatni dzień w Dublinie. Ale to już inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz