Obserwatorzy

poniedziałek, 19 marca 2012

Belfast

Trzecia cześć opisuje wieczorny trekking po ulicach Belfastu - stolicy Płn.Irlandii.
Jak zapodają źródła:
Béal Feirste - największe miasto Płn.Irlandii podzielone jest na dwa hrabstwa Antrim i Down. Położone u ujścia rzeki Lagan jest miejscem zamieszkania 300,000 tyś. Irlandczyków/Anglików.

Do Belfastu zajechaliśmy już dość późnawo, trochę nam zeszło w Carrick-a-Rede i Giant's Causeway. Będąc jednak tak blisko stolicy, musieliśmy wykonać nasz tradycyjny rytuał godowy muszkieterów i wypić choć jedno piwko w tamtejszych pubach :-)
Podjeżdżając najbliżej centrum miasta, zrobiliśmy sobie mały trekking po ścisłym centrum z widokiem na parlament włącznie. Miłośników piwa ostrzegam, że Belfast to nie Dublin. Trochę się nachodziliśmy zanim wpadł nam w oko jakiś dobry klimatyczny pub. Ścisłe centrum to przede wszystkim ekskluzywne sklepy i butki. Samo miejsce powiem szczerze nie powala, choć zapewne w samym Belfaście znajdą się miejsca warte uwagi. Warto chociażby odwiedzić port i dok, gdzie budowano znany Nam wszystkim największy niezatapialny (przynajmniej tak wtedy sądzono :-) statek wycieczkowy zwany dumnie "Titanikiem".

W Belfaście czuje się jednak nutkę napięcia, być może jest to związane z historią tego miejsca i odwiecznym konfliktem między katolikami a protestantami. Walkami grup IRA, zamachami itd. Belfast obecnie nie wątpliwie jest miastem godnym odwiedzin. Szczegółowe informację znajdziecie na Visit Belfast City.

Spędziłem jednak zbyt mało czasu bym wyrobił sobie opinie na temat tego miasta, gdyż nie ono było celem mojej wyprawy. Zapewne jednak jeszcze tu wrócę by cieszyć się urokami życia w stolicy Płn.Irlandii.

Urocze zatoczki na trasie powrotnej

Ot ciekawostka - uwaga na starszych ludzi :-)

Młodszy brat Big-Bena - w Belfaście

Pasaż spacerowy

Przy parlamencie - Belfast

Giant's Causeway - Grobla Olbrzyma

Druga cześć postu dotyczy miejsca zwane Groblą Olbrzyma (Giant's Causeway). Położone niedaleko miejscowości Bushmills.
Źródła podają że Grobla Olbrzyma składa sie z 40.000 tyś. bazaltowych skalnych form przypominających kształtem sześcioramienną kostkę, uformowanych tu w wyniku intensywnej aktywności wulkanicznej miliony lat temu. Miejsce to wpisane jest na listę UNESCO.

Z miejscem tym jest związana ciekawa legenda mówiąca o olbrzymie zwanym Finn MacCuhaill który pewnego dnia został znieważony przez innego olbrzyma Benandonner'a ze Szkocji. Finn nie będąc dłużnym rzucił kamień w jego stronę chcąc sprowokować go do walki. Benandonner stwierdził, że gdyby tylko brzeg nie byłby za krótki to pokazałby Finn'owi gdzie raki zimują. Finn paląc się jednak do walki zaczął zrywać kawałki skał klifów i układać z nich ścieżkę aż do miejsca bytowania Benandonner'a. Szkot nie miał wyjścia jak podjąć wyzwanie. Jednak Finn zmęczony tygodniową harówką przy układaniu grobli musiał znaleźć sposób na pokonanie Szkota. Zbudował więc kołyskę swoich rozmiarów i się w nią położył udając dziecko. Szkot gdy zaszedł do Finn'a przeraził się rozmiarami dziecka, myśląc że jeśli dziecko Finn'a jest tak duże, to co dopiero będzie jak spotka on jego ojca. Uciekając w przerażeniu zniszczył groblę pozostawiając jej kształt do obecnych czasów.

Miejsce swoim rozmiarem i budową oszałamia. To wielka bazaltowa kraina. Minusem tego miejsca jest jedynie duża ilość turystów oraz ciągle zmieniająca się pogoda. Ktoś kto trafi na piękną słoneczną pogodę może uważać się za szczęściarza :-)
Nam szczęście dopisało i choć słoneczka nie było to chociaż nie padało. Wybraliśmy szlak wzdłuż wybrzeża dochodząc aż do organów olbrzyma. Można też wybrać się szlakiem czerwonym i obserwować ten cud natury z góry.
Oprócz bazaltowego raju tuż przy nadbrzeżu można podziwiać przeróżne skalne formacje, którym ze względu na teren i legendy nadano charakterystyczne nazwy. I tak można podziwiać tron olbrzyma, but olbrzyma, babunie olbrzyma, zastygłe twarze skalne, oglądać bazaltowe bramy, drzewa i kominy. Jednym słowem wielka olbrzymia kraina olbrzymów :-)

Jeśli jednak do tej pory nie przekonałem cię do tego wyjątkowego miejsca polecam zobaczyć film, który kręcony z pokładu helikoptera ukazuję piękno tego miejsca.
Giant's Causeway on You Tube






Widok na górną część organów olbrzyma


Tron olbrzyma

Charakterystyczne angielskie budki w centrum turystycznym Giant's Causeway

Carrick-a-Rede

Ten post będzie podzielony na 3 części, gdyż podczas naszej ostatniej podróży (tym razem po Płn.Irlandii) odwiedziliśmy trzy różnie położone geograficznie miejsca.
Nasza wyprawa miała podobny charakter jak całodniowa impreza do Galway by zobaczyć Moherowe Klify. Pierwszym celem naszej wyprawy był wiszący most linowy w Carrick-a-Rede. Informacyjne o tym mniejscu znajdziecie na Visitor Information.
Aby dostać się do tego miejsca ruszyliśmy naszym bzyczkiem w kierunku Belfastu a następnie Carricfurges (trasa A2) wzdłuż wybrzeża do Ballycastle. Wybraliśmy tą nieco dłuższą drogę gdyż chcieliśmy podziwiać nadmorskie krajobrazy. Jeśli jednak komuś nie zależy na ładnych widokach może wybrać trasę z Belfastu M2 w kierunku Ballymena a dalej A26 w kierunku Dunloy odbijając na A44 do Ballycastle.

Należy też pamiętać o wymianie euro na funty, gdyż Płn.Irlandia jest częścią Wielkiej Brytanii o czym przypominają nam sami mieszkańcy tego regionu. Wiszące nad miasteczkami flagi Zjednoczonego Królestwa dają do zrozumienia przyjezdnym Irlandczykom, że są na terenie UK.


Jedną z najciekawszych miejsc na trasie do Carrick-a-Rede (oprócz Belfastu - stolicy Płn. Irlandii) który zaplanowaliśmy w drodze powrotnej, jest nadmorska miejscowość Carrickfurges.

To co zwróciło moją uwagę choć nie zatrzymaliśmy aby go zwiedzić jest największy w Irlandii Płn. zamek Nordycki. Położony jest na klifie nad zatoką. Jak podają źródła wyposażony jest w opuszczaną kratę, baterię dział, obwałowania od strony morza i lochy ze znajdującymi się w nich figurami więźniów. Z obwarowań rozciąga się przepiękny widok na morze Irlandzkie. Legendy mówią że w Carrikfergus żył też podobno Guliwer.


Jadąc wzdłuż wybrzeża i napawając się widokami dojechaliśmy do Carrick-a-Rede. Przywitała Nas typowa angielska pogoda, która tu na płn.wybrzeżu wyspy zmienia się co półgodziny. Lekko mżyło, więc postanowiliśmy najgorszy moment przeczekać w centrum turystycznym przy ciachu i kawie. Tu również zaopatrzyć się należy w bilety wstępu do rezerwatu. Koszt to ok. 6 funtów brytyjskich.


Największą atrakcją jest wiszący most linowy wzniesiony przez rybaków - poławiaczy łososia. Ma 30 metrów długości i wisi nad przepaścią klifów na wysokość 20 metrów. Przechodząc po nim przyjemnie buja w dół i w górę, dając uczucie kołysania się. Ekstremalnych doznań nie należy się raczej spodziewać ale dla osób z chorobą wysokości może to być nie lada wyzwanie.
Widoki naprawdę oszałamiają. Kolejne piękne miejsce, które powinno stać się obowiązkowym punktem wypadowym dla podróżującego po Irlandii. 

Carrick-a-Rede to nie tylko most, ale również bogactwo fauny i flory. Oprócz poławiaczy łososia z 400 letnią tradycją zobaczycie również różnego rodzaju ptactwo zasiadające na skałach  i gnieżdżących się w zagłębieniach klifów. Występują tu takie gatunki jak: Fulmars, Kittiwakes, Razorbills, Maskonur. Przy odrobinie szczęścia zobaczyć można delfiny, morświny i rekiny.
Zapraszam do galerii.









 

niedziela, 18 marca 2012

Wyprawa do Newgrange

Po festiwalowej nocy - poranek był ciężki :-)
Niedzielę zaczęliśmy od dobrego irlandzkiego śniadanka. Następnie zaplanowaliśmy wyprawę do Newgrange.

Jak podają źródła:
Newgrange jest jednym z największych grobów korytarzowych wzniesionych przez człowieka, należący do kompleksu zwanego Pałacem nad Boyne w hrabstwie Meath. Zajmuje powierzchnie 4047m2 a wiek szacuje się na 3200 lat p.n.e, czyli jakieś 5000 lat. Jest zatem budowlą starszą niż piramidy egipskie czy Stonehenge w Wielkiej Brytanii. Zbudowany w okresie neolitu i epoki kamiennej przez społeczność rolniczą żyjącą na bogatej wówczas ziemiach Boyne Valley. Przez archeologów uznane za miejsce religijne, duchowe lub astrologiczne o specjalnym znaczeniu. Wewnętrzna 19 metrowa komora prowadzi do krzyża komory ze stropem o konstrukcji wspornikowej, która zostaje rozświetlona promieniami słonecznymi 21 grudnia - czyli dzień przesilenia zimowego. Od 19 do 23 grudnia można być świadkiem tego niezwykłego zjawiska, które zaczyna się około 9 rano i trwa niecałe 17 minut.

Aby dostać się do Newgrange musieliśmy najpierw dostać się do centrum "Bru na Boinne" - zakupić bilet za (6 euro) a następnie przedostać się na drugą stronę rzeki wiszącym mostem w stronę parkingu, gdzie kursują specjalne autokary dowożące turystów do grobowców Newgrange. Obiekt można zwiedzać wyłącznie z przewodnikiem. Wszelkie informację znajdziecie na Newgrange Stone Age Passage Tomb.

Sama świadomość, że jest się w najstarszej budowli (starszej niż Piramidy Egipskie czy Stonehenge) sprawia że człowiek czuje się podekscytowany samym tym faktem. Wejście do grobowca jest niskie więc trzeba uważać na głowy by nie zaliczyć czołówkę z neolitycznym głazem. Obecnie wejście jest oświetlone podczas zwiedzania ale jest też kilka sekund by poczuć się jak człowiek epoki kamiennej, kiedy to na minutkę przewodnik gasi światło i widzisz jedynie ciemność. Jest to taka ciemność w której osoba stojąca obok ciebie w odległości 1 cm jest przez ciebie absolutnie niemożliwa do zobaczenia. Nazwałbym to totalną ciemnością. Potem przy pomocy lasera - pokazany jest moment przesilenia zimowego, kiedy to promień słoneczny wpada na 17 minut do wnętrza grobowca. Ciekawą informacją jest fakt, że bilety na tego rodzaju spektakl są wykupione i zarezerwowane w kilkuletnim wyprzedzeniem. Powodem jest mała ilość osób jaka może jednorazowo wejść do środka grobowca. Drugim problemem jest pogoda, pamiętać trzeba że jesteśmy w Irlandii więc nie masz gwarancji, że akurat tego dnia o 9 rano będzie słoneczna pogoda i staniesz się świadkiem tego niezwykłego widowiska.
Zarówno wnętrze grobowca jak i na zewnętrznych kamiennych blokach wyryte są symbole spirali. Do tej pory trwa spór co one oznaczają. Mnie osobiście kojarzą się z tematyką świętej geometrii. Legendy mówią, że Newgrange mógł stanowić pewnego rodzaju starożytny portal międzywymiarowy - ot takie bajdurzenie S-F ale przyznam wam się szczerze, jest coś magicznego w tym miejscu. Jest to tak subtelne i ledwo wyczuwalne ale można poczuć coś wyjątkowego w tym miejscu.
Dla mnie - miejsce nr 1, czad. Obecność - obowiązkowa.


Mapa hrabstwa Meath i atrakcje jakie można zobaczyć


Takimi busikami dojeżdża się do Newgrange

Informacja w języku Gaelic

Newgrange Tomb



Główne wejście do komory grobowca



Wieczorkiem skoczyliśmy jeszcze na rower do zatoki dublińskiej. To był naprawdę ekscytujący dzionek pełen wrażeń.
 


Kto by pomyślał że to Irlandia?




  

sobota, 17 marca 2012

St.Patrick Festival w Dublinie - Lá 'le Pádraig lub Lá Fhéile Pádraig

Hello. Witajcie.
Ponownie pojawiłem się w Irlandii. Wow. Od mojego pierwszego pobytu w tym kraju minęło niecałe 2 lata. Wpadłem tu ponownie na 4 dni by wziąć udział w największym święcie Irlandii - czyli Festiwalu św.Patryka który tu odbywa się co rok 17 marca w najważniejszych miastach irlandzkich.

Mnie przypadł zaszczyt uczestniczenia w tym zielonych szaleństwie w stolicy Irlandii - Dublinie.

Legendy mówią że św.Patryk wykorzystując (shamrock) - trójlistną koniczynę symbolizującą Ojca, Syna i Ducha Świętego ewangelizował pierwszych irlandzkich chrześcijan. Obecnie zielona trójlistna koniczyna stała się symbolem Irlandii. 
Tego dnia każdy Irlandczyk spędza go na wszelkiego rodzaju zorganizowanych piknikach, festynach, koncertach, paradach ulicznych za dnia a wieczorami aż do rana, wypija hektolitry chmielowego napoju z dzbanami irlandzkiej Whiskey włącznie. To co się dzieje tego dnia na ulicach miasta to istne zielone szaleństwo. Tłumy mieszkańców ubranych na zielono oraz masę turystów przyjeżdżających tu co rok dopełnia ten cały krajobraz. Ma się wrażenie jakby ta cała zielona wyspa naglę wyrosła na ulicach miasta. Zielony potok czapek, masek, flag, kostiumów, w każdym lokalu koncerty, irlandzki folklor, tańce, zabawa, śpiewy, sprawiają wrażenie niekończącej się imprezy. Puby i wszelkiej maści lokale są wypełnione do ostatniego miejsca a zamówienie piwa graniczy z cudem.
To jest absolutnie obowiązkowy punkt programu podczas festiwalu. Baw się dobrze, tego nie da się zapomnieć.

Nas dwóch już zaprawionych w bojach muszkieterów nie było trzeba długo namawiać. Orientując się nieco w programie festiwalu o 11.00 pojawiliśmy się na na głównej ulicy O'Connel Street gdzie miała odbyć się coroczna parada festiwalu.
Zaczyna się ona zawsze od przejazdu królewskiej karocy i włodarzy miasta. Potem przez jakieś dwie godziny uczestniczysz w największym pokazie przeróżnych barwnych strojów, szkół tańca, masek i maskotek, ulicznych grajków, animatorów kultury itd.
Zgadnijcie co dzieję się później ?
Hmmm.......
Nie chciałbym spłycać tematu tylko do picia alkoholu - ale tak, tak właśnie jest :-) Po zakończeniu parady wszyscy udają się na Temple Bar gdzie zaczyna się wielkie zielone szaleństwo. Osobiście polecam zorganizować sobie tego dnia całodniowy trekking po wszelkiej maści pubach i lokalach. Tańcz i baw się dobrze.
Wrażenia gwarantowane - kac też :-) ale to dopiero rano.
Zobaczcie zresztą sami.

Aaaa i przepraszam za mój strój - wyróżniałem się z tłumu jako czerwono-czarny punkt na zielonym morzu. Wynika to z faktu, że nie zabrałem żadnego bagaży oprócz torby podróżnej co dawało mi pewien komfort podczas lotu Ryanair'em.

Welcome St.Patrick Day























Polecam - prawdopodobnie najmniejszy pub na świecie






Pocałuj mnie w dupę - w języku Gaelic


Szaleństwo na Temple Bar







Morze, morze ludzików - jest klimacik

Heya heya hoooo