Witam w ostatnim wpisie poświęconym wyprawie do Irlandii.
Tego dnia po tradycyjnym już "Irish Breakfast" ruszyliśmy koło 11-stej na ulice Dublina świętować św.Patryka.
Jest to czas, gdzie do stolicy Irlandii zjeżdża się kilkaset tysięcy turystów z całego świata by rozkoszować się smakami % z całego świata.
W pubach jest wtedy tłoczno, gwarnie, ludzie tłumnie bawią się na ulicach, skwerach, pasażach spacerowych, pubach, restauracjach, specjalnych do tego miejsca przygotowanych miasteczkach itd.
W tym roku pogoda dopisała więc nie było się czym martwić.
Nasza przygoda zaczęła się już w podmiejskim pociągu do centrum miasta. Na pierwszy plan ruszył tradycyjnie już Guinness oraz Yege :-)
Natomiast trekking po pubach zaczął się od spotkania z kumplem mego kompana podróży, który tego dnia stał się 3-cim członkiem ekipy Tour-Beer St.Patrick's Day
Maska? Gość uciekł z planu filmowego |
Na Templare Bar |
Niestety nie jestem wstanie wymienić wszystkie puby jakie tego dnia odwiedziliśmy, dlatego wpis będzie krótki i treściwy. Zastąpią go raczej fotografie jakie udało mi się zrobić podczas Liquid Lunch nad Party.
Z takich ciekawostek jedynie nadmienię, że jako już nieświeży kompan, zostałem poddany testowi smaku i udało mi się ugryźć (przy pękających ze śmiechu kompanach podróży) 6 kęsów Burito Extra - w skali ostrości od 1 do 6 - był to max.
No cóż - płakałem i kąsałem to Burito zapijając nieco sosem i piwem, który raczej uczucia ognia w mojej jamie ustnej nie gasił. Nie będę się też rozpisywał na temat trunków oraz drinków jakie przelały się przez nasze gardła.
Jednym słowem podsumowania - jest to dzień, gdzie wszyscy Irlandczycy piją aż się zmęczą :-)
Dali niezły koncert |
Party zakończyliśmy w lokalu podczas niezłego koncertu na dwie gitary. Grajki nieźle dawali czadu, doprowadzając Nas i wszystkich wokół do ekstazy. Ten wieczór na długo zapiszę się w mojej pamięci.
No może nie do końca skończyliśmy ten dzień w pubie - moi kompani na bani skorzystali jeszcze z extra przejażdżki .... reszta bez komentarzy :-)
Cobra czy my wiemy co my w ogóle robimy??? |
Aaaaaaaaaaaa |
Pozostał tylko żal, że wszystko co dobre tak szybko się kończy. I że jutro czeka mnie powrotny lot do Polski. Będzie co wspominać.
Kto wie? Może jeszcze w tym roku odwiedzę Irlandię po raz czwarty?
Slainte (sloancie)
18 marca 2015 r.
Dzień wylotu, samolot opóźniony o 30 minut, pogoda jak latem, ciepło. Aż nie chce się wylatywać.
Lot w miarę spokojny, choć słynna linia mnie nieco wymroziła na 10.000 tyś. metrów. Klima nieźle dawała albo w luku bagażowym była dziura :-) hehehehe
W Dublinie |
W powietrzu |
W Polsce (Wrocław) |
We Wrocławiu wylądowałem planowo 17.15. Czekał mnie 2 godzinny powrót do domu autkiem.
Do następnego razu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz