Obserwatorzy

sobota, 14 marca 2015

Trzecia odsłona Irlandii - Gap of Dunloe i zdobycie najwyższej góry Irlandii - Carrantuohill 1038 m.n.p.m.

14 marca 2015 r.

Dzień zaczął się od pysznego śniadanka w B&B gdzie nocowaliśmy. Typowe irlandzkie "Irish Breakfast" - miało nam dostarczyć odpowiednią ilość kalorii + oczywiście coś bez czego w ogóle się nie ruszamy na trasę - czyli piwa :-)
Pogoda nie była już tak słoneczna ale zapowiadał się ciepły przyjemny dzionek. Po śniadanku uruchomiliśmy naszą logistykę - która tradycyjnie już padła pod koniec dnia (ale o tym później :-)).

Śniadanko w GleannFia


Zanim zdecydowaliśmy się na wejście na najwyższą górę Irlandii najpierw lajtowo zapuściliśmy się w przepiękny zakątek niedaleko Killarney - Gap of Dunloe. 
Górski wąski przesmyk na odcinku 11 km i rzeka Loe którą łączy 5 jezior ( Coosaun Lough, Black Lake, Cushnavally Lake, Auger Lake, and Black Lough) sprawia, że rejon ten zaliczany jest do najpiękniejszych zakątków Killarney.

Miejscowy środek transportu

Gap of Dunloe tylko ze Starą Cętkowaną Kurą :-)

Gap of Dunloe

Potwierdzam że to prawda a jeszcze jak towarzyszy ci butelka przepysznego piwa Old Speckled Hen to całość sprawia że czujesz się jak w raju. Kamienne mosty i okalające okolice surowy górski klimat zaprasza na wędrówki piesze lub rowerowe. Gorąco polecam - nie zawiedziecie się. Ja byłem zauroczony.
Stara Cętkowana Kura - pyszne angielskie piwo

Opuściliśmy Gap of Dunloe na lekkim humorku i czym prędzej ruszyliśmy na szlak górski prowadzący na najwyższy dach zielonej wyspy o bardzo dźwięcznej nazwie "Carrantuohill" leżący
30 km od Killarney i należący do pasma górskiego Macgillicuddy's Reeks.

Trasa pod Carrantuohill


Widok na Carrantuohill


Liczne mini wodospady i kaskady rzeczne

Podchodząc pod szczyt obraliśmy trasę prowadzącą pod Devil's Ladder (drabinę diabła), która w przewodnikach opisana jest jako bardzo niebezpieczny fragment trasy. Hmm ... no muszę przyznać (a wiele już szczytowałem) że ten wąski skalny przesmyk z dużą ilością mokrych skał i kamieni oraz grząskiej podmokłej ziemi zabrał mi i mojemu kompanowi podróży wiele zdrowia. Na szczęście był z nami browar O'Hara's Red Irish Beer który w ciężkich chwilach dodawał nam sił i otuchy.
Podczas 5 minutowych postojów na regenerację sił mogłem podziwiać również przepiękne krajobrazy.
Devil's Ladder


Widoki z Diabelskiej Drabiny


Lojalnie uprzedzam - nie jest to szlak dla osób wrażliwych na ekspozycję (czyli jak masz lęk wysokości nie pchaj się tym szlakiem) na szczyt. Alternatywna trasa wiedzie przez Cnoc na Toinne - przeciwległy szczyt do Carrantuohill.

O'Hara's Beer - Pyszne irlandzkie piwo

Kiedy już pokonaliśmy diabelską drabinę naszym oczom ukazał się przepiękny krajobraz górski okalający okolice góry. Od tego miejsca było już jakieś 40 minut mozolnej wspinaczki zygzakiem na sam szczyt, który wieńczy metalowy krzyż i kopiec z kamieni. Pogoda zrobiła się prześliczna, niebo było prawie krystalicznie czyste z drobnymi cumulusami, mój organizm z braku cukru na chwilę zastrajkował ale logistyka nie zawiodła i mój przyjaciel Guinness poratował mnie dostarczając mi paliwa by osiągnąć ostateczne szczytowanie :-)

Tego dnia było wielu śmiałków na szlaku

Jeszcze kilka minut do szczytu

Widoki po drodze

Lukas na skrawku lodowca :-)



Po jakieś niespełna godzince od wyjścia z diabelskiej drabiny zdobyliśmy wreszcie najwyższy wierzchołek Irlandii - Carrantuohill. A to cholera - krzyknąłem - jeszcze nigdy żadna góra nie zabrała mi tyle zdrowia. Miałem wrażenie że ta góra nie chcę mnie tu wpuścić ale się nie dałem, w końcu nie po to bluzgałem i mozolnie wdrapywałem się kamień za kamieniem po tej cholernej diabelskiej drabinie żeby teraz odpuścić.
Opłacało się. Całość zakończyła się pełnym sukcesem a dookoła witał nas przepiękny krajobraz pobliskich gór, skalnych półek i torfowisk. Pogoda jak na Irlandię - była prześliczna.
Szybka przebierka ciuchów, bo te co miałem na sobie nadawały się jedynie do wykręcania i powoli przygotowywaliśmy się do naszego ceremoniału. Spędziliśmy na szczycie jakieś 15-20 minut zanim postanowiliśmy schodzić. Oczywiście całość dopełniła ceremonia wypicia Guinness'a, który miał to szczęście że szczytował w odpowiednim momencie w naszym towarzystwie.

Jesteśmy - zdobyliśmy najwyższą górę Irlandii


Bohaterzy tego dnia

Widoki ze szczytu




Guinness szczytuje :-)

Ostatnie spojrzenie na okolice i był czas ruszać w drogę powrotną. Jedno wiedzieliśmy na pewno - nie wracamy tą samą trasą, zejście o tak później już porze mogłoby okazać się zbyt niebezpieczne. Alternatywą był szlak przez przeciwległy szczyt Cnoc na Toinne z którego mozolnie zygzakiem zaczęliśmy schodzić w dół aż do miejsca gdzie rozpoczynaliśmy swoją wędrówkę. Największe zaskoczeniem dla mnie był fakt, że na takiej wysokości szło się czasami jak po miękkim dywanie. Bardzo fajne uczucie, musicie kiedyś spróbować. Całość zajęła nam około 7 godzin i jak wskazywał przewodnik pokonaliśmy 13 km choć w nogach czuło się 30km.

Idziemy na przeciwległy szczyt Cnoc na Toinne




Granią w dół

Wracając już do samochodu, który zostawiliśmy na pobliskim parkingu, zastała Nas noc i niebo wypełnione milionami gwiazd. Czegoś takiego już dawno w swoim życiu nie widziałem. Przepiękna sceneria dopełniała nasz dzisiejszy dzień pełen przygód.
Oczywiście wspomniana na samym początku bloga - nasza logistyka - padła, okazała się bowiem, że zgubiliśmy 1 czołówkę. Także przy jednym oświetleniu pokonywaliśmy potężne skały i kamienie aż do samego parkingu.

Wieczorne spojrzenie na Carrantuohill

Trekking przy niewielkim oświetleniu

Główny logistyk wyprawy :-)

I tak minął kolejny dzień - dzień pełen przygód zakończony małym przyjęciem w B&B gdzie nocowaliśmy. W końcu trzeba było uczcić zdobycie najwyższej góry Irlandii :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz