To już III odsłona zielonej wyspy a tzn. tylko że po raz 3-ci odwiedziłem zieloną wyspę zwaną przez wszystkie narody - Irlandią.
Tym razem spędziłem 7 wspaniałych dni na zielonej wyspie uprawiając trekking, jeżdżąc na rowerze, climbing oraz zanurzyłem się całkowicie klimacie zielonego święta jakim był "Dzień św.Patryka w Dublinie".
Ale po kolei.....
W Irlandii wylądowałem 12 marca w godzinach wieczornych w wielkich strugach deszczu. Nie lubię osobiście latać, tym bardziej skupiony na lądowaniu przy takiej pogodzie serce podchodziło mi do gardła. Wspomnę również że w powietrzu jak tylko opuściliśmy europejską przestrzeń powietrzną nieźle nami zatrzęsło co dodatkowo wzmagało moje obawy. Na szczęście wylądowaliśmy szczęśliwie, a niecałą godzinkę później mogłem już rozkoszować się kanaryjskim rumem, przywiezionym przez kumpla mojego kumpla :) który mnie zaprosił do Irlandii.
Zapowiadała się niezła przygoda....
13 marca - Wyprawa do Killarney (płd.zachodnia Irlandia)
.jpg)
Po obfitym tradycyjnym już irlandzkim śniadaniu tzw."Irish breakfast"

![]() |
Lewostronny ruch obowiązuje w Irlandii |
![]() |
Fryzjer (oryginalny wystrój) |
![]() |
Witamy w Killarney |
Zakwaterowaliśmy się w bardzo uroczym "B&B GleannFia" w Killarney - bardzo polecam to miejsce, które jest na uboczu miasteczka w bardzo cichej okolicy, otoczonej przepięknymi krajobrazami, małym potoczkiem, który swym szumem usypia do snu, obsługa przemiła, dobrze wyposażone patio w kilkadziesiąt rodzajów trunków % i charakterystycznych dla tego kraju uposażeniem pokoi, przypominający styl wiktoriański. Nocleg w takich warunkach to sama przyjemność - gorąco polecam. Cennik dostępny jest pod linkiem nazwy B&B.
![]() |
B&B GleannFia |
![]() |
Wnętrze naszego pokoju |
Jak tylko udało nam się zakwaterować, czym prędzej ruszyliśmy z moim kompanem podróży do Killarney do wypożyczalni rowerów by dokonać małego rekonesansu pobliskich atrakcji turystycznych. To był strzał w dziesiątkę, nie wyobrażam sobie bowiem innego sposobu by zobaczyć to urokliwe miejsce jak tylko z pozycji jednośladu.
![]() |
Mapa KNP |
Ścieżka rowerowa prowadziła przez Park Narodowy Killarney - który ap ropo wpisany jest do rezerwatu biosfery UNESCO, zewsząd otaczają go podmokłe tereny przypominające bagna lub namorzyny. Uwielbiam takie klimaty, więc muszę przyznać, że widoki były oszałamiające.
![]() |
Mokradła i bagna - charakterystyczny element tego krajobrazu |
Za chwilę naszym oczom ukazał się Castle Ross - (Zamek Ross), udostępniony zwiedzającym.
Zamek zbudowany w XV wieku był rodową siedzibą klanu O'Donoghue - tak mówi historia. Mnie osobiście oczarowało jego położenie - tuż nad jeziorem Lough Leane pięknie wkomponowuje się w całość krajobrazu a widoki z nadbrzeża na okoliczne szczyty powalają z nóg.
![]() |
Castle Ross nad Lough Leane |
![]() |
Guinnes nie odłącznym towarzyszem podróży |
![]() |
Okolice zamku Ross |
Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdyby w takich okolicznościach nie spróbować Guiness'a lub jakiekolwiek dobrego gatunku piwa.
Po chwili odpoczynku trzeba było ruszać dalej, więc rowerkami śmignęliśmy w kierunku Killarney a potem do Mucross Abbey - który na długo pozostanie w mojej pamięci, jako magiczne miejsce pewnego drzewa.
Nie ukrywam, że prawie byśmy minęli to miejsce ale kiedy naszym oczom ukazał się stary franciszkański klasztor z 1448 roku, stało się jasne, że trzeba to miejsce koniecznie spenetrować. I nie pożałowaliśmy naszej decyzji. Dla mnie osobiście magiczne miejsce, szczególnie jego główny element - olbrzymie cisowe drzewo na głównym dziedzińcu, którego kora wiła się jak DNA ku górze, ku wierzchołkom gałęzi. Coś niesamowitego. Przypominało mi to sceny z filmu AVATAR i drzewo życia.
![]() |
Lukas przy wejściu do Mucross Abbey |
![]() |
Wnętrza klasztoru |
![]() |
Na dziedzińcu - w tle olbrzymi cis |
![]() |
Guinness nierozłącznym partnerem podróży :) |
![]() |
Schemat klasztoru (XV wiek i później) |
W sąsiedztwie klasztoru znajduje się również cmentarz, na którym spoczywają szczątki irlandzkich poetów klanów O'Donoghue, O'Rathaille i O'Suilleabhain. Obecność obowiązkowa dla podróżników odwiedzających tą okolicę. Nie będziecie żałować.
Słoneczko zaczęło się zniżać coraz bardziej, zapadła decyzja że przejedziemy się jeszcze pod Wodospad Torc. Mimo naszych dobrych chęci i wspaniałej logistyki mojego kompana podróży ruszyliśmy w odwrotnym kierunku niż zamierzaliśmy co później okazało się strzałem w 10-tkę oraz niesamowitą przygodą życia - odkryliśmy bowiem ciekawą trasę rowerową dookoła Mucross Lake.
![]() |
Widok na Loughe Leane |
![]() |
Magiczne lasy |
![]() |
Uczta na moście |
![]() |
Przepiękne krajobrazy |
Ale była zabawa i jazda. Przygoda na maksa. Odkryliśmy super szutrowe trasy wymieszane z utwardzoną drogą, mijaliśmy przepiękne mokradła i powykręcane drzewa, klimaty przypominające sceny z filmu "Władcy Pierścieni". Na moście wieńczącym trasę ku wodospadowi spotkaliśmy Hiszpana z Barcelony, który również swoim bikiem zapuścił się w te strony.
Słuchajcie - krajobrazy zwalają z nóg. Czasami ma się wrażenie, że to wcale nie jest Irlandia. Jeśli kiedyś zapuścicie się w te strony - z całego serca polecam taki rowerowy trekking dookoła Mucross Lake. Zanim ruszyliśmy dalej, most przez jakiś czas stał się areną zmagań z żubrówką z Polska :D ale było warto.
![]() |
Dookoła Mucross Lake |
Dzień właśnie się kończył i powoli zapadał wieczór, aż tu nagle kumpel złapał gumę - trzeba było przy ograniczonym świetle wykazać się nie lada umiejętnościami aby naprawić to (jak się później okazało) cholerne koło :) Pojawił się kolejny problem, bowiem świeżo co kupiona nowa dętka do roweru również była przebita więc po wielu próbach pompowania koła oświetlając sobie miejsce jedną latarką (no wiecie - logistyka w naszym wydaniu) spełzły na niczym. Musieliśmy zaryzykować i ruszyć w kierunku Killarney na tzw. przysłowiowym flaku.
Był niezły ubaw mówię wam no i trochę ryzykowaliśmy z jedną tylko czołóweczką - ale czego to się nie robi w sytuacjach kryzysowych :-)
![]() |
Jak pech to pech :) w końcu był piątek 13-stego |
![]() |
Straty poniesione: zniszczony ekran Noki Lumi, zgubione okulary no i guma :D |
Po jakieś godzince kołowania :) udało nam się dotrzeć do Killarney.
Zanim nasza przygoda się skończyła, zawitaliśmy jeszcze do Eddie Rockets - kultowej sieci barów "Fast Food'ów", gdzie wbiliśmy swoje zęby w oryginalnego hamburgera. Sama przyjemność bycia w takim lokalu, który swoim klimatem przypomina lata 50-60 te w USA. Bajer, mówię wam. Obecność obowiązkowa.
![]() |
Kultowy wystrój |
Po jakiś dwóch godzinach z pełnymi brzuszkami pojawiliśmy się B&B gdzie nocowaliśmy. Podsumowanie dnia zakończyliśmy sącząc w patio kilka gatunków whisky i piwa, słuchając przy tym Cohena. Lepszego zakończenia dnia nie mogłem sobie wymarzyć.
![]() |
Mmmmm nasz bufecik :D |
![]() | |
Nasz mniejszy bufecik :D |
Kolejny dzień zapowiadał się jeszcze bardziej ekscytująco - ale to w następnym odcinku o przygodach w Irlandii.
Zapraszam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz