Obserwatorzy

wtorek, 3 września 2013

Tour Beer 2013 - Wyprawa na Płd.Morawy - Brno (Czechy)

Astronomiczny zegar
W dniach 3-5 września 2013 roku w ramach "Beer Tour" zorganizowaliśmy
3-dniową wyprawę na Płd.Morawy.
Trasa nasza obejmowała trzy najważniejsze atrakcję tego regionu
(stolicę płd.Moraw - Brno, Przepaść Macocha i zamek w Perlstejn).

Jak źródła podają:
Brno jest drugim pod względem wielkości miastem w Republice Czeskiej i jednocześnie historyczną stolicą Moraw, byłą siedzibą królewskiego rodu Przemyślidów. Otrzymało prawa miejskie od protoplasty rodu króla Wacława I w 1243 roku. Obecnie Brno nazwane jest czeskim Manchesterem. Stało się to po doprowadzeniu kolei do miasta w 1839 r. 
Spacer po starówce to czysta przyjemność. Największą atrakcją Brna jest gotycka katedra Św. Piotra i Pawła na wzgórzu Petrov, kompleksy budynków klasztornych, barokowa naturalistyczna fontanna Parnas, dwór biskupi, renesansowe pałace panów z Lipé i panów z Kunštátu, kościół św. Jakuba, Hausperský palác - siedzibę teatru Husa na provázku.
Koleją atrakcją jest berneński zamek Śpilberk, najstarszy i najatrakcyjniejszy obiekt zabytkowy w mieście. Jego budowę rozpoczęto na okolicznym wzgórzu w XIII wieku z inicjatywy Przemyślidów. Zamek stał się siedzibą miejscowych margrabiów w połowie następnego stulecia, przekształcając się w barokową twierdze, za czasów imperium austro-wegierskiego w ciężkie więzienie, a następnie w koszary wojskowe. Brno to również bogate życie kulturalno-rozrywkowe. Obowiązkowe miejsce do zobaczenia na szlaku podróży przez Czechy.


Tyle źródła.
W Brnie zameldowaliśmy się po północy w hotelu. Z samego rana po śniadanku rozpoczęliśmy naszą przygodę po stolicy płd.Moraw. Do centrum dojechaliśmy tramwajem, kierując się na rynek znaleźliśmy bardzo przytulne miejsce by rozpocząć nasz Tour Beer. Przez cały nasz pobyt staraliśmy się połączyć przyjemne z pożytecznym.
Ciekawostką był fakt, że legalnie piwko spożywaliśmy 10 metrów od komisariatu policji :-)

Ciernohorska Piwnice




















Po piwnym drugim śniadanku pokręciliśmy się trochę po Placu Wolności, gdzie podziwialiśmy tutejszą architekturę okalających plac budynków. Do najciekawszych atrakcji tego miejsca należy nowoczesny astronomiczny zegar, gdzie spacerujący turyści dokładnie o 11-stej mogą liczyć za złapanie pamiątkowej kulki wypadającej z jednej z wielu otworów zegara. http://brnonow.com/2010/09/brno-cock-clock/
Dla osób chcących poznać historię tego niezwykłego zegara zapraszam na
Sam zegar swoim wyglądem wzbudza zainteresowanie oraz jest obiektem wielu wymyślnych nazw - z peniskiem włącznie :-)


Teatr w Brnie
Fontanna w centrum Placu Wolności


Lekcja mechaniki kwantowej



Plac Wolności w całej okazałości

Kleinuv Palac


Kolejnym celem było wzgórze Petrov i gotycka katedra św.Piotra i Pawła. Przechodząc przez Stare Radnice uważane jako centrum miasta, trafiliśmy na zielony targ, gdzie można skosztować miejscowych wyrobów m.in: lokalnego wina - w końcu byliśmy w stolicy płd.Moraw. Miejsce to również stanowi punkt wypadowy na wzgórze Petrov ku katedrze. Przechodząc koło Muzeum Ziemi Morawskiej dotarliśmy do Katedry św.Piotra i Pawła. Rzut oka na katedrę, architekturę, oraz przepiękną panoramę Brna dopełniał fakt powolnych łyczków wybornych czeskich browarów :-)  Królował Starobrno Browar.
Katedrę można obejść dookoła idąc w kierunku Parku - Denisove Sady. Miejsce to odwiedzane jest głównie przez młodzież która może tu oddawać się wielu rozrywkom.

Stary Ratusz z 63 metrową wieżą - którą można zwiedzać pokonując 173 schodki

Przekrzywiona wieżyczka jest psikusem artysty który w odwecie za nie zapłacenie odpowiedniej kwoty za wykonane dzieło dokonał pewnego rodzaju sabotażu :-)

Symbol Brna - smok który de facto jest krokodylem - legenda o nim przypomina historię smoka wawelskiego w Krakowie

Zielony Targ


Muzeum Ziemi Morawskiej - na szczycie widać samuraja



Katedra sv.Petra i Pavla


Gotyk w pełnej klasie



Denisove Sady - wzgórze Petrov niedaleko katedry


Wracając ze wzgórza pod stary ratusz musieliśmy naładować baterię. Pomógł Nam w tym przepyszny browar zwany Krusovice. Mmmmmm pycha. Odezwał się też mały głód zatem w drodze na zamek zahaczyliśmy o karczmę z tradycyjną czeską kuchnią. Yummy - polecam karczmę u czarta - naprawdę diabelsko dobre żarcie.


Znaleziona perełka na trasie

Za wyprawę :-)

Czeskie knedliki z gulaszem + dodatki na ostro

Po napełnieniu brzuszków ruszyliśmy dalej ulicą Husovą na zamek Śpilberk. Tak dla ścisłości - nazwa zamku nie ma nic wspólnego ze znanym reżyserem Steven'em Spilberg'iem. Mały trekking pod górę i już byliśmy na podzamczu. Kazamaty nas nie zainteresowały ale za to przy głównym wejściu na zamek znajdowała się fajna karczma. Krótki rzut oka na panoramę Brna i znów mogliśmy się rozkoszować smakiem wybornych lokalnych browarów.
Po jakich 30 minutach degustacji pospacerowaliśmy jeszcze po parku okalający wzgórze zamkowe. Następnie udaliśmy się do prywatnej posesji ogrodów królewskich, które do godz.17.00 są udostępnione szerokiej publiczności. Wspaniałe nie tylko miejsce do odpoczynku przy odgłosach małej fontanny oraz zieleni ale również do podziwiania panoramy Brna ze wzgórzem Petrov wraz z katedrą w tle. Spędziliśmy tam znaczną część reszty dnia oddając się bez reszty smakom czeskich browarów :-)


Główne wejście na zamek

Główna brama

Śpilberk Castle

Panorama Brna - widok ze wzgórza zamkowego

Przytulna zamkowa karczma - polecam



W ogrodach królewskich - widok na katedrę


Ranczo.... :-)



Wieczorna cześć trekkingu zeszła nam w tradycyjnej czeskiej karczmie, którą raczej nie zobaczysz na mapie jako lokal, gdzie możesz smacznie zjeść i wypić. Skuszeni jednak hałasem i bardzo dużą ilością młodych osób postanowiliśmy zobaczyć ten przybytek. Okazało się, że był to strzał w 10-tkę. Wkrótce dowiedzieliśmy się dlaczego tak tłumnie był oblegany - a to za sprawą słodkiego zapachu rozchodzącego się wśród gawiedzi. W Czechach można swobodnie palić marihuanę, więc nikogo tu nie dziwi taki stan rzeczy. Również tu udało nam się trafić na najtańsze i najsmaczniejsze lokalne piwo zwane Poutnik - nazwany przez Nas później Pokutnikiem. Dawał ostro po głowie. Mój kompan spróbował też typową czeską zagrychę - tzw. utopenec - czyli parówka z cebulą zatopiona w occie. Wizualnie nie wygląda zbyt apetycznie - w smaku - nawet, nawet. Karczma przypominała tę z lat 70-tych, duże ławy, obskurny wygląd, zaniedbany serwis, zmasakrowane i śmierdzące kible - ale klimat był :-)
Obsługa nie nadążała wprost nalewać Pokutnika do szklanych kufli. Trzeba było się wystać w kolejce a widok barmana który brał oddany co dopiero kufel i zanurzał go w misce wody a następnie nalewał świeżego piwa następnym klientom - budziło mój pewien niepokój - szczególnie w dolnej części mojego ciała - czyli żołądka. Z higieną byli na bakier ale klimat był :-)


Klimat był :-)

Upojeni i szczęśliwi wracając tą samą drogą co przyszliśmy, złapaliśmy ostatni tramwaj i pojechaliśmy do hotelu. Była północ. Sam nie wiem, jak udało mi się przetrwać ten dzionek :-)
Ostatnim rzutem na taśmę udało mi się jeszcze uwiecznić oświetlony nocą teatr.

Teatr (Divadlo) nocą


Jutro czekała nas wyprawa do Morawskiego Krasu. Ale to już inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz