Przy stadionie |
Było dużo snucia się po mieście, dużo też czasu spędziliśmy w naszej arabskiej knajpie grając w 1000-ca i smakując tamtejszą kuchnie.
Ktoś by pomyślał że chłopaki wyjechali na Węgry a polubili arabskie klimaty, nawet dziś biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację w Europie.
W każdym bądź razie strachu nie było, lokal przepiękny, oferta też, jak na centrum bardzo przystępne ceny, więc czego chcieć więcej.
Powodem oczywiście takiej sytuacji była również pogoda - tego dnia pokropywało oraz zaczęło doskwierać ogólne już zmęczenie.
Ostatnimi siłami skoczyliśmy jedynie na Stadion Ferenca Puskasa - rejony Sport Arena, gdzie znajduje się ich największy stadion w mieście.
Dupy nie urywało rzekłbym :D.
Stadion Ferenca Puskasa |
Tereny Sport Arena |
Wracając do cetrum miasta i spędzając trochę czasu w metrze mogliśmy podziwiać lokalsów. I tu się nasuwa bardzo fajna konkluzja a mianowicie gdziekolwiek by się niepojechało do miasta które można uważać za multikulturowe to zawsze w miejscach takich jak metro można spotkać tzw. "dziwaków" mam tu na myśli ludzi, którzy w sposób dla siebie charakterystyczny okazują a raczej pokazują wszystkim dookoła jaki status społeczny reprezentują. Haaa i to wszystko w metrze.
W metrze |
Bądźcie gotowi zatem zobaczyć (oprócz oczywiście już wielu osób bezdomnych) np. kobietę, która wszystkim pasażerom pokazuje fakusa albo pretensjonalnie dłubie w nosie i do tego szczerzy kły na lewo i prawo albo próba oszustwa polegająca na sprzedaniu ci przez bezdomnych nieważnego biletu na metro. To taki malutki przykład tego co cie może spotkać - ale generalnie możesz się czuć bezpiecznie i to jest najważniejsze.
Fajna sprawa dotyczyła również naszego miejsca gdzie spożywaliśmy co rano śniadanie, okazało się bowiem, że właśnie tu można też smacznie zjeść tradycyjne węgierskie dania - a my się lataliśmy po mieście szukając odpowiedniej knajpy :)
Zupa gulaszowa - pyyycha - polecam :D |
Tego dnia również spróbowałem chyba najsmaczniejszego kebab'a na świecie w rejonie Ferenciek Tere - niedaleko Mostu Elżbiety - po prostu pycha, świeżutkie mięso i warzywa rozpływały się w moich ustach. Mmmmm niezapomniana chwila rozkoszy.
Po kilku godzinach spacerkiem po budapesztańskich uliczkach ponownie wylądowaliśmy u arabów - ten lokal wyjątkowo przypadł Nam do gustu - może też dlatego że znajdował sie na przeciwko drzwi naszego hostelu a nie koniecznie z powodu jego menu :)
Jak zacząłem tak i skończe, więc z przykrością musieliśmy odnotować fakt, że nasza majówka powoli zbliżała się ku końcowi. Jutro czekała nas 10-godzinna podróż powrotna do kraju.
Ale to już inna bajka.
Ahoj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz