Obserwatorzy

niedziela, 15 marca 2015

Trzecia odsłona Irlandii - Dursey Island nad Atlantykiem

15 marca 2015 r.

Witam w czwartej części III odsłony Irlandii.

Tego dnia zaraz po "Irish Breakfast" wymeldowaliśmy się z B&B GleannFia. To był ostatni dzień pobytu na tych terenach.
Postanowiliśmy pojechać na najbardziej wysunięty na zachód skrawek irlandzkiej ziemi - na Dursey Island

Miejsce to słynie z jedynej w kraju kolejki linowej zbudowanej 1969 roku, którą można podróżować tuż nad Oceanem Atlantyckim na wyspę Dursey. Sama wyspa ma 6,5 km długości i 1,5 km szerokości. Mieszka na niej zaledwie kilka osób. Odwiedzający tą wyspę mają okazję podziwiać surowy jej klimat, piękne widoki i wszechobecną ciszę (wykluczając szum Atlantyku).

Ale po kolei
Do tego miejsca dojeżdża się trasą atlantycką R572 lub R575. Powiem tak, dla pewności lepiej posłużyć się GPS-em, będziecie spokojniejsi. My ruszaliśmy z Killarney. Po drodze mijaliśmy przepiękne nadmorskie małe miejscowości, porty i morskie krajobrazy.



Wspomniana szalona owca


Wspomnę również o przygodzie z owcą, która zauroczona moim wyglądem nie chciała Nas puścić i kilkaset metrów biegła biedna za naszym samochodem, musiała jednak spasować gdyż jej nóżki nie pozwalały biec jej z prędkością 60km/h.
Po drodze też wstąpiliśmy na chwilę do lasu, gdzie robiąc tzw. "siusiu" naszym oczom ukazał się nieziemski krajobraz oraz ukryty w lesie mały wodospad. No kto był przypuszczał :-)

Przypadkowe odkrycie

Wodospadzik w środku lasu? Czad

Pogoda tego dnia była już typowo irlandzka, chłodno i wietrznie z małym drobnym deszczykiem od czasu do czasu. Po jakiś 2-3 godzinach jazdy z przerwami dotarliśmy do Ballaghboy (gdzie "psy dupami szczekają") choć nie do końca była to prawda. Małe miejscowości które mijaliśmy na trasie wzbudzały mój podziw i zdziwienie że ktoś może tu w ogóle mieszkać i funkcjonować, gdzie na 365 dni z 270 pada deszcz lub jest pochmurno.


Zgadnijcie jakie jest ograniczenie prędkości na tych wąskich drogach???? - 40/60 czy 90 km/h

Nadmorska trasa - widok na Atlantyk


Powoli się zbliżamy do celu


Na Duresy Island zjeżdżają turyści by pokonać kilkunastometrowy przejazd jedyną w kraju kolejką linową łączący stały ląd z wyspą Dursey. Zanim się jednak wybierzecie w tę stronę polecam zaznajomić się godzinami przejazdu kolejką - szczególnie w weekedny. Z tego właśnie powodu z tej atrakcji turystycznej nie skorzystaliśmy. Poza tym pogoda nie zachęcała na trekking wokół wyspy oraz późny kurs powrotny na stały ląd. 6-7 godzin czekania na powrót skutecznie Nas zniechęcił.
Ogólnie wyprawa była udana mimo takiego obrotu sprawy. Mogłem podziwiać w zamian przepiękne krajobrazy oraz posłuchać jak szumi ocean.

Witajcie na Dursey Island




Mapa wyspy




Gorąca herbatka bardzo się przydała :-)



Widok na "puszkę" zwaną kabiną kolejki linowej



Położenie Dursey Island

Wgląd na miejsce docelowe

Parę jednak ciekawostek na temat wyspy wam przekazałem a najciekawsza z nich dotyczy samej kolejki. Pierwszeństwo wejścia na pokład kabiny mają mieszkańcy, potem zwierzęta, ewentualny ładunek a dopiero później turyści. Sama kabina ma też super środki bezpieczeństwa na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń (w końcu sunie nad oceanem gdzie mocno od czasu do czasu wieje).
Tymi środkami bezpieczeństwa są woda święcona i psalm 91 mówiący o zapewnieniu Bożej Opieki na czas 10 minutowej podróży na wyspę. Prawda że oryginalne??? :-)

Czyż nie warto skorzystać?

Po małym rekonesansie ruszyliśmy w drogę powrotną do Dublina. Poruszając się trasą R572 zahaczyliśmy jeszcze o nadmorskie miasteczko Castletown-Bearhaven, gdzie zatankowaliśmy autko i nasze brzuszki, które coraz bardziej domagały się wrzucenia czegoś na ruszt. Skorzystaliśmy z miejscowej i chyba jedynej otwartej knajpy, gdzie można było coś zjeść. Czekając na swoje dnie podziwiałem twarze lokalnej społeczności i czułem się jakbym się przeniósł do Irlandii wczesnych lat XX wieku. Osobliwe doświadczenie.

Centrum CastleTown

Oryginalna stacja benzynowa
Casteltown-Bearhaven mapka


Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie skorzystali z lokalnego pubu i wypili tutejszy lokalny browar. Pycha.
Trzeba było jednak ruszać dalej w kierunku Dublina. Z Casteltown ruszliśmy w kierunku trasy prowadzącej już do Cork a stamtąd autostradą do Dublina.

Kierunek Dublin

W zasadzie tak minął cały już dzionek. W Dublinie zameldowaliśmy się około 23.00, szybka kolacja i lulu. Każdy z Nas był wypompowany tą 3-dniową eskapadą szczególnie trekkingiem na Carrantuohill 14 marca.

Najlepsze dopiero nadchodziło :-)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz